Koszmar z ulicy Wiązów Samuel'a Bayer'a to kolejny z zupełnie niepotrzebnych i niezrozumiałych remaków horrorów ostatnich lat. Nie wiem jak przekonano Wes'a Craven'a, autora pierwowzoru, by Bayer mógł zrobić ten film. Pomachano mu pewnie plikiem banknotów przed nosem i cóż miał chłopina zrobić...
Freddy Krueger, legendarny psychopata, który zabija swoje ofiary w snach zyskał w tym filmie nowe oblicze. Odświeżono mu pasiasty sweterek, odświeżono też jego palczaste i jakże ostre szpikulce, którymi od lat, z tą samą sprawnością, rozrywa ludzkie ciała. Jego twarz, spalona i porysowana, nie sprawia już jednak, że głowę chowamy pod poduszkę za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie. Nie wiem czy to to, że jestem starsza (pierwszą wersję oglądałam po kryjomu mając mało lat), czy może to, że stare horrory, szczególnie te z lat osiemdziesiątych mają niezwykłą atmosferę.
Najnowsza wersja Koszmaru z ulicy Wiązów ma ciekawą scenografię. Na myśl przychodzi mi stylistyka Halloween - rozmyte konktury, ciemność rozjaśniana delikatnymi barwami. Wizualnie jest więc nieźle. Gorzej jednak z fabułą. Freddy skupia się na szybkim i okrutnym (oczywiście) zabijaniu. Ręka, noga, mózg na ścianie, a w zasadzie na ekranie.
Jedyne co może zwrócić naszą uwagę to nowy wątek w biografii Freddy'ego. Scenariusz prowadzi nas bowiem przez początki jego psychopatycznego hobby. Wskazuje przyczynę jego zachowania. Dlaczego zabija? Trzeba się przekonać na własne oczy...
Koszmar z ulicy Wiązów to kolejny produkt dla nastolatków spragnionych zakrwawionych młodych ciał. Niestety, nie ma w nim nic odkrywczego. Poziom grozy nie zwala z nóg. Tak naprawdę przeraża tylko jedno - na 2012 rok zaplanowano kolejną część Koszmaru.. w wykonaniu Bayer'a.
Freddy Krueger, legendarny psychopata, który zabija swoje ofiary w snach zyskał w tym filmie nowe oblicze. Odświeżono mu pasiasty sweterek, odświeżono też jego palczaste i jakże ostre szpikulce, którymi od lat, z tą samą sprawnością, rozrywa ludzkie ciała. Jego twarz, spalona i porysowana, nie sprawia już jednak, że głowę chowamy pod poduszkę za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie. Nie wiem czy to to, że jestem starsza (pierwszą wersję oglądałam po kryjomu mając mało lat), czy może to, że stare horrory, szczególnie te z lat osiemdziesiątych mają niezwykłą atmosferę.
Najnowsza wersja Koszmaru z ulicy Wiązów ma ciekawą scenografię. Na myśl przychodzi mi stylistyka Halloween - rozmyte konktury, ciemność rozjaśniana delikatnymi barwami. Wizualnie jest więc nieźle. Gorzej jednak z fabułą. Freddy skupia się na szybkim i okrutnym (oczywiście) zabijaniu. Ręka, noga, mózg na ścianie, a w zasadzie na ekranie.
Jedyne co może zwrócić naszą uwagę to nowy wątek w biografii Freddy'ego. Scenariusz prowadzi nas bowiem przez początki jego psychopatycznego hobby. Wskazuje przyczynę jego zachowania. Dlaczego zabija? Trzeba się przekonać na własne oczy...
Koszmar z ulicy Wiązów to kolejny produkt dla nastolatków spragnionych zakrwawionych młodych ciał. Niestety, nie ma w nim nic odkrywczego. Poziom grozy nie zwala z nóg. Tak naprawdę przeraża tylko jedno - na 2012 rok zaplanowano kolejną część Koszmaru.. w wykonaniu Bayer'a.
0 komentarze:
Prześlij komentarz