Od premiery Incepcji minęły trzy miesiące, a ja dopiero teraz miałam „przyjemność” oglądać najnowsze dziecko Nolana. Mroczny rycerz, Batman – Początek, Bezsenność i Prestiż miały być niczym w porównaniu z Incepcją właśnie. Opowieści znajomych były zachęcające – ochy, achy, że świetny pomysł, że świetna gra aktorów, że świetna muzyka.
Ok. Zgadzam się – pomysł na Incepcję jest rewelacyjny.
Idea poruszania się w ludzkim umyśle, jak w rzeczywistym świecie jest
fascynująca. Tworzenie alternatywnego świata, w którym może się znaleźć
absolutnie wszystko to jedno z niespełnionych marzeń każdego z nas. Najbardziej
ujęła mnie Ariadne i jej próba „zaginania” ulic, nakładania ich na siebie.
Mistrzowska koncepcja.
Sama incepcja – zasianie w umyśle w obcego człowieka myśli,
która przerodzi się w jego własną – sprawia, że zaczynamy się zastanawiać,
gdzie leży granica pomiędzy możliwym a niemożliwym.
Technicznie i muzycznie nie ma się do czego przyczepić –
świetne zdjęcia, świetny montaż, świetna ścieżka dźwiękowa. Aktorsko nie jest
źle – choć Leonardo DiCaprio sprawia wrażenie jakby właśnie uciekł z Titanica,
a Marion Cotillard krążyła gdzieś w świecie paryskich sal koncertowych.. Ellen
Page, która z całą pewnością należy do przyszłości Hollywood, nie wygląda na
studentkę architektury, raczej na uczennicę gimnazjum, która stara się zgrywać
matkę DiCaprio. Mało to przekonujące. Najbardziej uwagę przykuwa Arthur (Joseph
Gordon-Levitt – troszkę wyrósł od czasów Halloween - 20 lat później), niby
konserwatywny, ale jednak elegancki i dostojny.
Ale. Zawsze jest jakieś ale. Nie jestem fanką surrealizmu i
filmów z gatunku Science-fiction. Lubię dobrą intrygę i niespodzianki w trakcie
seansu. Bo, jak to się mówi, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Incepcja
niestety bardzo mnie zmęczyła. Nolan chciał chyba sprezentować widzom zbyt
wiele niespodzianek, które w trakcie realizacji wymknęły się spod kontroli.
Hitchcockowskie niedopowiedzenia są tu banalnie proste, a to, co powiedziane
wprost woła o pomstę do nieba z powodu wieloznaczności. Upadek samochodu z
mostu, który ma trwać 10 sekund zamienia się w niewyobrażalnie długie 10
sekund, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę to, że w równoległych warstwach snu bohaterowie
mieli więcej czasu.
Nolan przekombinował. A mogło być tak pięknie. Czasem lepiej
wybrać prostotę niż na siłę komplikować już i tak skomplikowaną fabułę. I
szczerze przyznam, że Oscara, mimo wielu takich właśnie plotek, dla Incepcji
nie widzę. Wolę starego Nolana z Prestiżem i Batmanem na czele..
0 komentarze:
Prześlij komentarz