RSS

Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć.
Alfred Hitchcock

Władcy umysłów aka The Adjustment Bureau





Zastanawiałeś się kiedyś, co by się stało, gdybyś nie wsiadł do tego konkretnego autobusu, w którym zgubiłeś portfel, a odnalazła go super laska, która jest teraz twoją dziewczyną, a nawet żoną? Albo co by się wydarzyło, gdyby super facet przez przypadek nie oblał cię kawą i w ramach przeprosin nie zaprosił cię na kolację? Odpowiedzi znajdziecie we Władcach umysłów ;))

Sama pewnie nie wybrałabym się do kina na ten film. Reklama typu "połączenie Incepcji i Tożsamości Bourne'a" średnio na mnie działa. Ale mój chłopak jest wielkim fanem Matta Damona... Trzeba było się poświęcić!

A tu całkiem sympatyczna niespodzianka. Choć Incepcja kompletnie nie przypadła mi do gustu, to Władcy umysłów mnie zaskoczyli. To taka lajtowa wersja Incepcji - mniej kombinowania, przechodzenia przez 5 stref czasowych, biegania po zakrzywionych płaszczyznach czasoprzestrzeni.

Ale to nie oznacza, że film jest super cacy i nie ma się tu do czego doczepić. Oj jest.

Zaczęło się świetnie - Damon w roli młodego polityka spisuje się doskonale. Jedno wydarzenie sprawia, że jego najbliższa przyszłość ma się zawalić. Decyduje o tym spotkanie z niezwykłą kobietą graną przez Emily Blunt. Jeden pocałunek i David Norris (Damon) zrobi wszystko, by jeszcze raz spotkać swoją wybrankę. A na to za wszelką cenę nie chcą pozwolić pracownicy "The Adjustment Bureau".

I tu zaczyna się mój problem. Otóż panowie w garniturach i kapeluszach, wyposażeni w niezwykłe zeszyty, w których "szef" zaplanował życie każdego człowieka, są oczywiście wysłannikami Boga. Pilnują, by Norris oblał się kawą w odpowiednim momencie, by próbę Elise (Blunt) przeniesiono niespodziewanie w inne miejsce i by bohaterka skręciła nogę. Wszystko dlatego, że Bóg zaplanował dla nich życie, w którym nie przewidziano miejsca na miłość tej dwójki. Oczywiście bohaterowie zrobią wszystko, by udowodnić, że chcą ze sobą być i ostatecznie dostaną się na szczyt, by paść u stóp samego Władcy.

Troszkę to słabe. Jak na Tożsamość Bourne'a, do której porównywano Władców umysłów, mało tu też "akcji w akcji". Co prawda pod koniec filmu Damon biega po ciemnych kanałach i przeskakuje między drzwiami (teleportacja - o taak!) używając przy tym kapelusza, jako swoistego atrybutu umożliwiającego podróżowanie w czasie i miejscach...

Ogólnie wyszłam z kina zrelaksowana ;) Nie jest to film wymagający intensywnego myślenia. Lekki i przyjemny wizualnie. Bo aspekt wizualny jest chyba najmocniejszą stroną Władców umysłów.

Oczy Julii aka Los Ojos de Julia




O tym, że muszę zobaczyć Oczy Julii postanowiłam po zobaczeniu trailera i odkryciu, że główną rolę gra Belena Ruena - pamiętna Laura z Sierocińca. A to nie koniec powiązań z tym filmem. Oczy Julii zrealizowali twórcy Sierocińca właśnie i Labiryntu Fauna.

Sierociniec to jeden z moich ulubionych horrorów. Choć nie jest do końca realny, pomysł scenariusza zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Siedząc w kinie bałam się jak dziecko i najchętniej schowałabym głowę pod poduszkę..

Trailer Oczu Julii zapowiadał ciekawy film. Bałam się jednak, że zamiast dobrego hiszpańskiego straszydła zobaczę coś w stylu japońskiego/amerykańskiego (jak kto woli) Oka (The Eye). Było jednak zupełnie inaczej.

Oczy Julii utrzymane są w klimacie podobnym do Sierocińca. Mroczne zdjęcia, pojawiające się co jakiś czas nagłe błyski, pusty i przerażający dom na prowincji, tajemnicze postacie, ludzie-cienie. Z jednej strony to coś, czego się spodziewałam i może właśnie ta powtarzalność powinna mnie rozczarować. Ale im dalej w film i historię, tym bardziej przekonywałam się, że hiszpańskie horrory w porównaniu do amerykańskich to dzieła sztuki.

Nie wiem, czy to wpływ niezrozumiałego dla mnie języka ;), czy może tej nuty europejskości.. Nie będę zdradzać o czym jest film, bo warto go zobaczyć bez wskazówek.

Oczywiście Oczy Julii mają pewne niedociągnięcia.. Mniej więcej w połowie seansu zaczęłam się domyślać, kto będzie psychopatycznym mordercą. Nie podobały mi się też wstawki rodem ze slasherów (troszkę mi tu amerykańskim horrorowym gównem zaśmierdziało). Na szczęście nie było ich dużo.

Muszę jednak przyznać, że kilka momentów wbiło mnie porządnie w fotel! Dreszczyk emocji nie opuszczał mnie do ostatniej minuty filmu. A to w horrorach lubię zdecydowanie najbardziej!

Wiwat hiszpańskie dreszczowce!

Sala samobójców






Rewelacja, film roku, to trzeba zobaczyć, jak zagraniczny - takie opinie o Sali samobójców bombardują nas z każdej strony. Trudno się im oprzeć. I ja nie mogłam, dlatego w sobotę wybrałam się do kina. I to w doborowym towarzystwie ;)

Sama nie wiedziałam czego dokładnie się spodziewać. Przeczytałam, że będzie o internecie i o jego negatywnym wpływie na nasze życie. O zagrożeniach jakie niesie. Bałam się o jedno - by nie było to podniosłe kazanie o tym, jak piękny chłopiec przez swoje "widzimisię" zatraca się w wirtualnym świecie.

Uczucia mam jednak mieszane. Film na pewno można określić jako ciekawy i dobry. Ale pewne jego aspekty pozostawiają wiele do życzenia. Rozumiem, że założeniem autora scenariusza było przedstawienie tego, że wrzucenie jednego pliku w internet może komuś totalnie zniszczyć życie. Myślę, że wiele osób przekonało się na własnej skórze, jak to jest być upokorzonym w ten sposób przed całym światem. Dominik zamyka się więc we własnym pokoju i przenosi się do wirtualnej rzeczywistości. Rozumiem bunt i odrazę do świata. Ma zdawać maturę, ale to ciągle dzieciak i to rodzice powinni sprawować nad nim kontrolę. A nie potrafią. I ten problem w tym filmie jest dla mnie na pierwszym planie.

W takiej sytuacji każdy normalny rodzic podjąłby decyzję o odłączeniu gówniarzowi internetu. Stałoby się to tym bardziej, jeśli rodzice są wykształceni jak w przypadku Santorskich. Sala samobójców pokazuje jednak, że gdzieś na drodze tej idealnej rodziny pojawił się rozłam, z którym przede wszystkim rodzice nie potrafią sobie poradzić. Nie mają czasu, ciągle gonią za karierą, nie wiedzą, że ich własny syn przez 10 dni siedzi w pokoju. Nie potrafią powiedzieć lekarzowi, czym Dominik się interesuje, czy jaki jest. Dla nich najważniejsza jest jego matura, a nie to, czy dojdzie do siebie. To potwornie smutne, ale niestety, w dzisiejszych czasach coraz częściej spotykane.

Elementy, które w filmie mnie nie zachwyciły to oczywiście fragmenty wirtualnej rzeczywistości. Bzdura jakich mało i nie trafia do mnie argument, że stworzono tą alternatywną rzeczywistość, by lepiej pokazać emocje bohaterów. Moim zdaniem można było tego uniknąć. To niepotrzebne mieszanie dwóch tak od siebie odmiennych konwencji.

Film jednak od początku do końca trzyma w napięciu. Pojawia się w nim wiele wątków. Ten, który odgrywa największą rolę w życiu Dominika - czyli fascynacja kolegą, homoseksualne zachowania i rozpacz po obnażeniu jego prawdziwej natury - został w Sali samobójców maksymalnie zmarginalizowany. Ważniejsze są tutaj kontakty z Sylwią, królową sali samobójców, która pierze mózgi innym członkom sali, w tym oczywiście Dominikowi. Swoje frustracje wylewa z wirtualnego świata na osoby słabsze od niej. Ostatecznie przekonujemy się, że była mocna tylko w gębie (tego można było się spodziewać).

Na uwagę w filmie zasługuje na pewno odtwórca głównej roli - Kuba Gierszał. Po roli we Wszystko, co kocham, to kolejny świetny występ Gierszała. Na początku może się wydawać trochę toporny, ale z czasem się rozkręca, by na końcu kompletnie nas powalić swoim aktorskim talentem. Sceny, w których krzyczy z rozpaczy i wściekłości na długo pozostaną w mojej głowie. Prawdziwe i przeszywająco bolesne.

Dobrze zagrali też Pieczyński i Kulesza, którzy idealnie pokazali problemy małżeństwa z wyższej klasy.. O aktorstwie Romy Gąsiorowskiej za wiele powiedzieć nie można, bo w rzeczywistości dopiero na końcu filmu widzimy jej pełne oblicze.

W trakcie oglądania filmu wielokrotnie skupiłam się na muzyce towarzyszącej Dominikowi. Trochę "amerykanizowała" film, ale nie mam jej tego za złe. Takiej muzy słucha młodzież i z taką się utożsamia. Wymalowane oczy Dominika i jego kruczoczarne włosy doskonale wpasowały się w klimat utworów a'la Green Day.

Najmocniejszy punkt film zachowano na koniec. Ostatnie sceny w toalecie obnażają wyobrażenie potencjalnych samobójców o cudownej i spokojnej śmierci. Ostatnie chwile Dominika nagrywane na komórkę przez przypadkową parę ostatecznie trafią do internetu, gdzie przypadkowi ludzie będą wypisywać w komentarzach Rest In Peace.

Salę samobójców zobaczyć warto. Jedni pewnie się rozczarują, a inni będą chwalić pod niebiosa dzieło Komasy. Wiele osób przewiduje Oscara dla tego filmu. Bez przesady, nigdy się pod tym nie podpiszę i nie wierzę, by to mogło się stać. Ale z pewnością jest to produkcja ciekawa, odmienna od tego, czym karmi nas polska kinematografia.

Sanctum 3D







Zastanawiam się co sprawiło, że poszłam do kina na Sanctum. Najprawdopodobniej przyczynił się do tego fakt, że repertuar kina, do którego chodzę nie proponował nic lepszego. Prawdziwe męstwo widziałam, Jak zostać królem widziałam.. Wolę Sanctum firmowane nazwiskiem Camerona niż przewspaniałą polską "komedię" Jak się pozbyć cellulitu (fuj fuj).

Poszłam na film tydzień po premierze. Zdziwił mnie fakt, że na sali było mnóstwo ludzi! Opinie o Sanctum przeczytane przed seansem były, powiedzmy delikatnie, "niezbyt pozytywne" - co ci wszyscy ludzie tu robią? No cóż. Oto Polska właśnie. U nas nie idzie się na film, tylko do kina ;).. Aaaaaa i jeszcze to zdanie pokazujące się na ekranie tuż przed pierwszymi zdjęciami z filmu - To historia oparta na FAKTACH. Buaahha. Już mi się podoba!!!!!

No dobra, dosyć o kinie, więcej o filmie.

Nie jestem nurkiem, nie fascynują mnie skały, ani głębokie jaskinie. Na myśl o wąskich przejściach podwodnych, które trzeba pokonywać w ciasnym kombinezonie z butlą na plecach - dostaje wysypki. To chyba klaustrofobia. Raz włożyli mi butlę na plecy i to na płyciźnie.. Źle to wspominam, dlatego nurkowanie w jaskiniach jest dla mnie jak pewnego rodzaju horror.

I tak też traktuję ten film. Z dreszczykiem emocji oglądałam zmagania ekspedycji z cyklonem, który setki metrów pod ziemią spowodował reakcję łańcuchową. Ciekawe zdjęcia, realna próba wyjścia cało z sytuacji beznadziejnej. No i oczywiście naciągany dramatyzm i drewniana gra aktorów. Rhys Wakefield, który gra syna szefa ekspedycji, to dla mnie totalna porażka. Chłopak gra fatalnie, a wyraz jego twarzy nie pokazuje absolutnie NIC. Reszta aktorskiej świty reprezentuje podobny poziom. Niestety.

Efekty 3D są. Ale jakiejś rewelacji nie widziałam. Najlepsze były zdjęcia, gdy miliarder, jego dziewczyna i Josh zjeżdżali do wnętrza jaskini. A tak poza tym.. Przeciętnie. Muzyka nie powala - i znowu muszę napisać "niestety".

Trudno w tym filmie mówić o jakiejś historii poza.. ratowaniem życia. A tu pojawia się odwieczny temat - nienawiść między ojcem i synem. No i co? Oczywiście na koniec wielka przemiana, wybuch miłości ojcowskiej do syna i odwrotnie. Achhh te amerykańskie historie.

Film bez historii. Tylko dwie sceny utkwiły mi w pamięci - przeciskanie się przez wąski podwodny tunel i... włosy wplątane w łańcuch. Ten płat skóry odchodzący z głowy.... Grrrr. Jak najszybciej chcę o tym zapomnieć.

Burleska






Lubię dobre musicale, najlepiej utrzymane w kostiumowym stylu. Chicago dobrych kilka lat temu powaliło mnie na kolana. Ostatnia piosenka w wykonaniu Rene i Catherine na dłuuuuuuuugo pozostaje w pamięci.

Burleskę zobaczyłam nie dla Cher i nie, broń Boże, dla Krysi Aguilery. To właśnie Aguilera była osobą, która sprawiła, że długo walczyłam ze sobą - czy w ogóle zasiąść do tego filmu. Ale burleska, te stroje, ten klimat - przyznam szczerze, że nie żałuję tych 100 minut!

Historia "skomplikowana" jak zawsze. Biedna dziewczyna wyjeżdża z wioski zabitej dechami i udaje się do... Hollywood. O tak tak. Na pewno się tego nie spodziewaliśmy! I tam, cóż za zaskoczenie, trafia zupełnie przypadkowo do klubu Burlesque, który ma problemy finansowe. Cher, właścicielka, nie chce pozwolić Ali (Aguilerze) wykorzystać swoich "skrywanych" umiejętności tanecznych i wokalnych. Aż tu nagle Aguilera musi ratować dupkę Cher, wskakuje na scenę, śpiewa, tańczy i robi show. Ludzie szaleją, kaska leci - ogólnie dream come true.

Ale czym byłby musical bez skomplikowanej historii miłosnej? Aguilera zakochuje się w koledze z pracy, ale na horyzoncie widać też tego trzeciego - złego oczywiście.

Piosenki, które są podstawą musicalu, zaśpiewane i zaaranżowane na poziomie. To duży plus. Świetne stroje, dobra choreografia - też plus. Aktorsko - fifty fifty. Świetny Stanley Tucci, ale reszta mizerna. Aguilera bez pełnego mejkapu i z potworną grzywką wygląda fatalnie. A jej drewniana twarz totalnie mnie załamała (no w sumie cudów się nie spodziewałam). Aguilera pokazuje jednak zupełnie inną twarz na scenie Burleski - to na plus. Cher jak to Cher.. Śpiewa świetnie, ale aktorsko dupy nie urywa.

Ogólne wrażenie - nie jest zły! Spodziewałam się totalnej kompromitacji, a tu całkiem miła niespodzianka. Polecam amatorom świetnych kostiumów. A Aguilerze w codziennym wydaniu mówimy nie :)

Jak zostać królem aka The King's speech




Nadrabiamy blogowe wpisy.. Dawno mnie tu nie było :)

Jak zostać królem musiałam zobaczyć przede wszystkim ze względu na świetnie ocenianą rolę Colina Firtha. Jak się okazało, zakochałam się nie tylko w jego roli, ale przede wszystkim w bezbłędnym Geoffreyu Rush i jak zwykle niesamowitej Helenie Bonham Carter.

Jak zostać królem to film niezwykły. Szczególnie dla osoby po filologii angielskiej, czyli takiej jak ja. Historia Anglii i USA nie należała do moich ulubionych przedmiotów, ale wykładowca skutecznie potrafił mnie do niej przekonać. Do dziś wspominam wykład, na którym poruszyliśmy temat Edwarda VIII, starszego brata głównego bohatera filmu. Facet abdykował, by móc wziąć ślub z dwukrotną rozwódką - Wallis Simpson. Był skandalik, a biedny Bertie (król Jerzy VI) musiał objąć tron. Był kompletnie nieprzygotowany, niechętny, a do tego miał problemy z jąkaniem.

Jak zostać królem doskonale oddaje emocje, jakie musiały towarzyszyć Bertiemu w tym trudnym czasie. Najpierw chciał walczyć ze swoją przypadłością przede wszystkim dla siebie. Później nie miał wyboru - czekało go coraz więcej obowiązków, spotkań, wystąpień. Film utrzymany jest w ponurych barwach. Wiele scen rozgrywa się w ciemnych pomieszczeniach. Nie oznacza to, że film jest pozbawiony humoru.

Wręcz przeciwnie! Uśmiech na twarz ciśnie się wielokrotnie i nie tylko wtedy, gdy Lionel (w tej roli Rush) zadaje królowi najdziwniejsze ćwiczenia do wykonania.

Zawsze, gdy oglądam film oparty na faktach, zastanawiam się, jak z "normalnego" życia można zrobić taki majstersztyk. Przecież ta historia była dla wielu znana, leżała gdzieś zapisana na kartkach biografii Jerzego VI - ojca Elżbiety II.

Słyszałam opinie, że ten film jest tak dobrze oceniany choćby przez Akademię, bo ludzie kochają historie z happy endem... Wydaje mi się, że to spłycenie kwestii Jak zostać królem. To naprawdę świetny film i jestem bardziej niż pewna, że jeszcze go zobaczę. I to nie jeden raz!

Nominacje do Oscarów!




Początek roku to zawsze gorrący okres w Hollywood. Najpierw Globy, później Oscary, a w międzyczasie Złote Maliny.. Nominacje do nagród Akademii ogłoszono dziś w Los Angeles. I choć większość z nich nie zaskakuje to jest też kilka niespodzianek. Największa z nich to brak Christophera Nolana na liście najlepszych reżyserów. Przyznam szczerze, że mi to pasuje.. Incepcja kompletnie mi nie podpasowała - średniej klasy film sensacyjny. A i tak dostał 8 nominacji..

Zaskakujący może też być brak piosenki z Burleski w kategorii najlepszych utworów... Ale mało mnie to obchodzi ;)

Oto pełna lista nominowanych i oczywiście moich faworytów!

NAJLEPSZY FILM - i znowu wątpliwości. Niby The Social Network ma Globa na koncie, ale nie wiem, czy Akademia nie da Oscara Jak zostać królem.. A może Czarny łabędź? Do trzech razy sztuka ;)

"Czarny łabędź"
"Fighter"
"Incepcja"
"Wszystko w porządku"
"Jak zostać królem"
"127 godzin"
"The Social Network"
"Prawdziwe męstwo"
"Do szpiku kości"
"Toy Story 3"

REŻYSERIA - Fincher ma Globa, może mieć też Oscara. Jeśli nie on, to proszę o Coenów!
Darren Aronofsky - "Czarny łabędź"
David O. Russell - "Fighter"
Tom Hooper - "Jak zostać królem"
David Fincher - "The Social Network"
Ethan Coen i Joel Coen - "Prawdziwe męstwo"

AKTOR PIERWSZOPLANOWY - bezapelacyjnie Colin Firth
Javier Bardem - "Biutiful"
Jeff Bridges - "Prawdziwe męstwo"
Jesse Eisenberg - "The Social Network"
Colin Firth - "Jak zostać królem"
James Franco - "127 godzin"

AKTORKA PIERWSZOPLANOWA - Portman oczywiście!
Annette Bening - "Wszystko w porządku"
Natalie Portman - "Czarny łabędź"
Nicole Kidman - "Między światami"
Jennifer Lawrence - "Do szpiku kości"
Michelle Williams - "Blue Valentine"

NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY - Christian Bale, bez komentarza
Christian Bale - "Fighter"
John Hawkes - "Do szpiku kości"
Jeremy Renner - "Miasto złodziei"
Mark Ruffalo - "Wszystko w porządku"
Geoffrey Rush - "Jak zostać królem"

NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA - jest młoda, zdolna i ma ogromny aktorski talent. Zabiła mnie rolą w Prawdziwym męstwie. Hailee Steinfeld!
Amy Adams - "Fighter"
Helena Bonham Carter - "Jak zostać królem"
Melissa Leo - "Fighter"
Hailee Steinfeld - "Prawdziwe męstwo"
Jacki Weaver - "Królestwo zwierząt"

SCENARIUSZ ORYGINALNY - pewnie wygra Jak zostać królem
Mike Leigh - "Kolejny rok"
Scott Silver, Paul Tamasy i Eric Johnson - "Fighter"
Christopher Nolan - "Incepcja"
Lisa Cholodenko i Stuart Blumberg - "Wszystko w porządku"
David Seidler - "Jak zostać królem"

SCENARIUSZ ADAPTOWANY - stawiam na The Social Network
Danny Boyle i Simon Beaufoy - "127 godzin"
Aaron Sorkin - "The Social Network"
John Lasseter, Andrew Stanton i Lee Unkrich - "Toy Story 3"
Joel Coen i Ethan Coen - "Prawdziwe męstwo"
Debra Granik i Anne Rosellini - "Do szpiku kości"

FILM ANIMOWANY
"Jak wytresować smoka"
"Toy Story 3"
"Iluzjonista"

EFEKTY SPECJALNE - czyżby Incepcja?
"Alicja w krainie czarów"
"Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I"
"Medium"
"Incepcja"
"Iron Man 2"

ZDJĘCIA - trudny wybór! Tylko nie Incepcja..
"Czarny łabędź"
"Incepcja"
"The Social Network"
"Jak zostać królem"
"Prawdziwe męstwo"

MONTAŻ nie wiem!
"Czarny łabędź"
"Fighter"
"Jak zostać królem"
"127 godzin"
"The Social Network"

SCENOGRAFIA - oby Prawdziwe męstwo!
"Alicja w Krainie Czarów"
"Harry Potter i Insygnia Śmierci część I"
"Incepcja"
"Jak zostać królem"
"Prawdziwe męstwo"

KOSTIUMY - oby Prawdziwe męstwo :)
"Alicja w Krainie Czarów"
"Jestem miłością"
"Jak zostać królem"
"The Tempest"
"Prawdziwe męstwo"

MONTAŻ DŹWIĘKU nie wiem!
"Incepcja"
"Toy Story 3"
"Tron: Dziedzictwo"
"Prawdziwe męstwo"
"Niepowstrzymany"

DŹWIĘK
"Incepcja"
"Jak zostać królem"
"Salt"
"The Social Network"
"Prawdziwe męstwo"

PIOSENKA
Coming Home - "Country Strong"
I See the Light - "Zaplątani"
If I Rise - "127 godzin"
We Belong Together - "Toy Story 3"

FILM DOKUMENTALNY
"Wyjście przez sklep z pamiątkami"
"Gasland"
"Inside Job"
"Wojna Restrepo"
"Śmietnisko"

KRÓTKOMETRAŻOWY FILM DOKUMENTALNY ???
"Killing in the Name"
"Poster Girl"
"Strangers No More"
"Sun Come Up"
"The Warriors of Qiugang"

KRÓTKOMETRAŻOWA ANIMACJA ???
"Day & Night"
"The Gruffalo"
"Let's Pollute"
"The Lost Thing"
"Madagascar, carnet de voyage"

KRÓTKOMETRAŻOWY FILM AKTORSKI ???
"The Confession"
"The Crush"
"God of Love"
"Na Wewe"
"Wish 143"

FILM NIEANGLOJĘZYCZNY don't know
"Biutiful" (Meksyk)
"Kieł" (Grecja)
"Hævnen" (Dania)
"Pogorzelisko" (Kanada)
"Hors-la-loi" (Algieria)

CHARAKTERYZACJA
"Barney's Version"
"Niepokonani"
"Wilkołak"

MUZYKA
"Jak wytresować smoka"
"Incepcja" 
"Jak zostać królem"
"127 godzin"
"The Social Network"

27 lutego będę trzymać kciuki przede wszystkim za Natalie Portman i Hailee Steinfeld. Jak najwięcej nagród dla Social Network i Prawdziwego męstwa!
 
Copyright 2009 Filmobranie. All rights reserved.
Free WordPress Themes Presented by EZwpthemes.
Bloggerized by Miss Dothy