RSS

Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć.
Alfred Hitchcock

Władcy umysłów aka The Adjustment Bureau





Zastanawiałeś się kiedyś, co by się stało, gdybyś nie wsiadł do tego konkretnego autobusu, w którym zgubiłeś portfel, a odnalazła go super laska, która jest teraz twoją dziewczyną, a nawet żoną? Albo co by się wydarzyło, gdyby super facet przez przypadek nie oblał cię kawą i w ramach przeprosin nie zaprosił cię na kolację? Odpowiedzi znajdziecie we Władcach umysłów ;))

Sama pewnie nie wybrałabym się do kina na ten film. Reklama typu "połączenie Incepcji i Tożsamości Bourne'a" średnio na mnie działa. Ale mój chłopak jest wielkim fanem Matta Damona... Trzeba było się poświęcić!

A tu całkiem sympatyczna niespodzianka. Choć Incepcja kompletnie nie przypadła mi do gustu, to Władcy umysłów mnie zaskoczyli. To taka lajtowa wersja Incepcji - mniej kombinowania, przechodzenia przez 5 stref czasowych, biegania po zakrzywionych płaszczyznach czasoprzestrzeni.

Ale to nie oznacza, że film jest super cacy i nie ma się tu do czego doczepić. Oj jest.

Zaczęło się świetnie - Damon w roli młodego polityka spisuje się doskonale. Jedno wydarzenie sprawia, że jego najbliższa przyszłość ma się zawalić. Decyduje o tym spotkanie z niezwykłą kobietą graną przez Emily Blunt. Jeden pocałunek i David Norris (Damon) zrobi wszystko, by jeszcze raz spotkać swoją wybrankę. A na to za wszelką cenę nie chcą pozwolić pracownicy "The Adjustment Bureau".

I tu zaczyna się mój problem. Otóż panowie w garniturach i kapeluszach, wyposażeni w niezwykłe zeszyty, w których "szef" zaplanował życie każdego człowieka, są oczywiście wysłannikami Boga. Pilnują, by Norris oblał się kawą w odpowiednim momencie, by próbę Elise (Blunt) przeniesiono niespodziewanie w inne miejsce i by bohaterka skręciła nogę. Wszystko dlatego, że Bóg zaplanował dla nich życie, w którym nie przewidziano miejsca na miłość tej dwójki. Oczywiście bohaterowie zrobią wszystko, by udowodnić, że chcą ze sobą być i ostatecznie dostaną się na szczyt, by paść u stóp samego Władcy.

Troszkę to słabe. Jak na Tożsamość Bourne'a, do której porównywano Władców umysłów, mało tu też "akcji w akcji". Co prawda pod koniec filmu Damon biega po ciemnych kanałach i przeskakuje między drzwiami (teleportacja - o taak!) używając przy tym kapelusza, jako swoistego atrybutu umożliwiającego podróżowanie w czasie i miejscach...

Ogólnie wyszłam z kina zrelaksowana ;) Nie jest to film wymagający intensywnego myślenia. Lekki i przyjemny wizualnie. Bo aspekt wizualny jest chyba najmocniejszą stroną Władców umysłów.

2 komentarze:

Agniecha pisze...

hmm... powiem Ci szczerze, że jakoś mnie nie ciąga do tego filmu, nie wiem czemu. no, ale nigdy nie wiadomo co się kiedy obejrzy:D

pozdrawiam i zapraszam do siebie ;*

M pisze...

a ja może się skuszę. wydaje mi się, że może być całkiem miło. Zapraszam do mnie:D

Prześlij komentarz

 
Copyright 2009 Filmobranie. All rights reserved.
Free WordPress Themes Presented by EZwpthemes.
Bloggerized by Miss Dothy