Ręka Boga mieszka w przydomowym oczku wodnym... Chwyci cię mocno za szyję i wciągnie pod wodę. Wow niezły początek. Już przerwać oglądanie, czy przemęczyć się jeszcze chwilę?
Przez moment jest lepiej. Nieodebrane połączenie w komórce okazuje się być krótką informacją z przyszłości osoby, do której dzwoniono. Oczywiście informacją o jej śmierci...
Leann po odsłuchaniu nagranej wiadomości ma zwidy. I pewnej nocki, wskazanej w wiadomości, ginie zepchnięta przez nieznaną siłę wprost pod pociąg... I wypluwa czerwonego cukierka.
Później ta historia powtarza się u wszystkich innych bohaterów. Oczywiście zmienia się tylko końcówka. Każdy musi przecież zginąć widowiskowo, indywidualnie, pięknie i rodem z horroru klasy F. Sralis mazgalis.
Nie potrafię się zdecydować na to, co w tym filmie jest najbardziej beznadziejne. Czy to, że strachu, na którym horror powinien bazować, jest w nim tyle co nic, czy może to, że wszyscy aktorzy są tak sztywni jakby mieli kije w tyłkach. A może to, że główna bohaterka - Beth, czekając na swoją śmierć non stop patrzy na zegarek, który tandetnie tyka "tik tak tik tak tik tak". Może jednak to, że Amerykanie, przekonani o swojej niezwykłości i wspaniałości myślą, że mogą zrobić remake każdego japońskiego filmu. I to jak zwykle z opłakanym skutkiem.
Chyba jednak najgorsze w tym wszystkim jest to, że od początku filmu i sceny z palącym się szpitalem, domyślamy się jaki będzie koniec tego bardzo kiepskiego filmu. I niestety, nie mylimy się.
Zastanawia mnie tylko po co były te czerwone cukierki wypadające z ust nieżywych małolatów? Może na osłodę bzdurnego scenariusza?
Przez moment jest lepiej. Nieodebrane połączenie w komórce okazuje się być krótką informacją z przyszłości osoby, do której dzwoniono. Oczywiście informacją o jej śmierci...
Leann po odsłuchaniu nagranej wiadomości ma zwidy. I pewnej nocki, wskazanej w wiadomości, ginie zepchnięta przez nieznaną siłę wprost pod pociąg... I wypluwa czerwonego cukierka.
Później ta historia powtarza się u wszystkich innych bohaterów. Oczywiście zmienia się tylko końcówka. Każdy musi przecież zginąć widowiskowo, indywidualnie, pięknie i rodem z horroru klasy F. Sralis mazgalis.
Nie potrafię się zdecydować na to, co w tym filmie jest najbardziej beznadziejne. Czy to, że strachu, na którym horror powinien bazować, jest w nim tyle co nic, czy może to, że wszyscy aktorzy są tak sztywni jakby mieli kije w tyłkach. A może to, że główna bohaterka - Beth, czekając na swoją śmierć non stop patrzy na zegarek, który tandetnie tyka "tik tak tik tak tik tak". Może jednak to, że Amerykanie, przekonani o swojej niezwykłości i wspaniałości myślą, że mogą zrobić remake każdego japońskiego filmu. I to jak zwykle z opłakanym skutkiem.
Chyba jednak najgorsze w tym wszystkim jest to, że od początku filmu i sceny z palącym się szpitalem, domyślamy się jaki będzie koniec tego bardzo kiepskiego filmu. I niestety, nie mylimy się.
Zastanawia mnie tylko po co były te czerwone cukierki wypadające z ust nieżywych małolatów? Może na osłodę bzdurnego scenariusza?
Strrraszny gniot!
0 komentarze:
Prześlij komentarz