Tak sobie myślę, że to właśnie dla takich filmów warto chodzić do kina, warto kupować DVD, zestawy kina domowego, czekać cały dzień, by spocząć w wygodnym fotelu. W krzywym zwierciadle: Witaj Święty Mikołaju to mój świąteczny numer jeden. Bez tego filmu świąt być nie może. Zgodnie z tym stwierdzeniem niedzielny wieczór minął na oglądaniu po raz setny popisów Chevy'ego Chase'a.
Uwielbiam ten film. Rozpoczynając od ścieżki dźwiękowej, przez grę aktorską i nieulegające przedawnieniu pomysły, po niezaprzeczalną magię świąt płynącą z tego filmu.
Każdy z nas wie, że święta to trzy najważniejsze dni w roku, na które czeka się bardzo bardzo długo. Myślimy o pysznie zastawionym stole, tonach prezentów pod choinką i tym zapachu roznoszącym się po domu. W pewnym momencie dociera do nas jednak, że już za chwileczkę, już za momencik przed drzwiami staną zacni goście. Babcie, dziadkowie, wujkowie, kuzynowie, z którymi często dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu (nie żeby tak u mnie było ;)).
I o tym właśnie jest ten film. O splocie niezwykłych, głupkowatych, ale też jak bardzo śmiesznych wydarzeń, które mogą doszczętnie zniszczyć marzenia o rodzinnych świętach. Clark Griswold, jego ograniczony kuzyn Eddie i pies - to najmocniejsze punkty Witaj Święty Mikołaju.
Oglądając ten film dziś po raz setny zastanawiałam się, który moment uwielbiam najbardziej. Czy ten, gdy Clark wyobraża sobie basen w ogródku ,do którego wskakuje uroczo ubrany Eddie, czy atak wiewiórki na domowników, czy może Alleluję po zapaleniu się światełek na domu.. A może doskonałą orientację cioci Nory, która nie bardzo wie, czy jest w domu, czy na lotnisku..
Wiem, że w tym roku święta będą udane :) Clark Griswold i jego zwariowana rodzinka przypomnieli mi, czym tak na prawdę są święta! HO HO HO!
Uwielbiam ten film. Rozpoczynając od ścieżki dźwiękowej, przez grę aktorską i nieulegające przedawnieniu pomysły, po niezaprzeczalną magię świąt płynącą z tego filmu.
Każdy z nas wie, że święta to trzy najważniejsze dni w roku, na które czeka się bardzo bardzo długo. Myślimy o pysznie zastawionym stole, tonach prezentów pod choinką i tym zapachu roznoszącym się po domu. W pewnym momencie dociera do nas jednak, że już za chwileczkę, już za momencik przed drzwiami staną zacni goście. Babcie, dziadkowie, wujkowie, kuzynowie, z którymi często dobrze wychodzi się tylko na zdjęciu (nie żeby tak u mnie było ;)).
I o tym właśnie jest ten film. O splocie niezwykłych, głupkowatych, ale też jak bardzo śmiesznych wydarzeń, które mogą doszczętnie zniszczyć marzenia o rodzinnych świętach. Clark Griswold, jego ograniczony kuzyn Eddie i pies - to najmocniejsze punkty Witaj Święty Mikołaju.
Oglądając ten film dziś po raz setny zastanawiałam się, który moment uwielbiam najbardziej. Czy ten, gdy Clark wyobraża sobie basen w ogródku ,do którego wskakuje uroczo ubrany Eddie, czy atak wiewiórki na domowników, czy może Alleluję po zapaleniu się światełek na domu.. A może doskonałą orientację cioci Nory, która nie bardzo wie, czy jest w domu, czy na lotnisku..
Wiem, że w tym roku święta będą udane :) Clark Griswold i jego zwariowana rodzinka przypomnieli mi, czym tak na prawdę są święta! HO HO HO!
0 komentarze:
Prześlij komentarz