RSS

Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć.
Alfred Hitchcock

Scott Pilgrim vs The World




Już sam początek, gdy na ekranie pojawia się Kula ziemska z podpisem Universal w spikselizowanej wersji w towarzystwie klasycznej muzy przerobionej na dźwięki rodem z Mario Bros - robi wrażenie...

Pierwsza minuta i nie można się oderwać - komiksowy klimat, napisy przy postaciach rodem z Simsów i bezbłędny Michael Cera. Wybuchowa mieszanka popkulturowej papki i świetnych pomysłów.

Scott Pilgrim kontra świat to historia Scotta, 23 latka, którego głównym zajęciem jest granie w zespole rockowym, którego jedyną sceną jest pokój jednego z członków grupy.. Scott, o dziwo, ma dziewczynę, licealistkę - Knives Chau (tak, tak to Chinka).

A tu nagle pewnej nocy śni mu się tajemnicza dziewczyna. Następnego dnia widzi ją w bibliotece - to Ramona Flowers, miejscowa żyleta z różowymi włosami. No i cóż. Randka kończy się w łóżku. Ale to nie początek sielanki. Aby zagrzać miejsce przy Ramonie na stałe, Scott musi pokonać jej siedmiu byłych chłopaków. Byłych chłopaków wyposażonych w niezwykłe moce!

Scott Pilgrim kontra świat czerpie garściami z popkulturowej papki. Mamy tu nawiązania do wspomnianego już Mario Bros, do Mortal Kombat i wszelkich innych gier tego pokroju, do twórczości rodem z Bollywood, poczynań superbohaterów z komiksów, do musicali, sitcomów, Wormsów, Harrego Pottera, Kill Billa i miliarda innych rzeczy.

Science fiction nie lubię, ale w takim wydaniu przyjmę absolutnie każdy film z tego gatunku. Sama historia mnie nie powaliła, ale musiałam zobaczyć ten film do końca, by przekonać się na własne oczy co jeszcze wymyślił scenarzysta. Do czego jeszcze nawiąże. Warto!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Copyright 2009 Filmobranie. All rights reserved.
Free WordPress Themes Presented by EZwpthemes.
Bloggerized by Miss Dothy