HBO uraczyło widzów w niedzielny wieczór filmem Transsiberian Brada Andersona. Tak, tego samego Andersona, który reżyserował Mechanika z porażającą rolą Christiana Bale'a.
Niestety, Anderson postanowił nie tylko wyreżyserować Transsiberian, ale też napisał do niego scenariusz. I tu zaczyna się podróż po równi pochyłej. Ku dołowi..
Transsiberian opowiada historię amerykańskiego małżeństwa (Roy i Jessie), które wraca z misji w Chinach do domu. On uwielbia pociągi, więc wymyśla, by zabrać żonę w podróż koleją transsyberyjską. Ona nie jest takim pomysłem zachwycona, ale cóż ma zrobić. Okazuje się, że muszą dzielić przedział z dwójką podejrzanie się zachowujących młodych ludzi - Amerykanką i Hiszpanem (Abby i Carlos). Jessie do bystrych nie należy i chce czegoś od nadmiernie owłosionego Carlos. A on chętnie chciałby jej to dać..
Traf chce, że mężulek Jessie podczas postoju w Irkucku nie dociera do pociągu na czas. Jessie z towarzyszami rusza w dalszą drogę dopiero po chwili orientując się, że mąż został w tyle. Trójka podróżników wysiada na następnej stacji, która okazuje się być kompletną dziurą, w której mieszkają same stare babuszki z chustkami na głowach. Chcą się dowiedzieć gdzie jest Roy.
To co dzieje się później - matrioszki wykonane z drewna pokrytego heroiną, morderstwo, tortury, śledztwo w pociągu - to jedna wielka ściema. Amerykanie wpadają w sam środek narkotykowych porachunków, a głupia Jessie zamiast mówić prawdę, tylko pogarsza swoją sytuację.
Film sklasyfikowano jako dramat/thriller. Dramatyczna to jest realizacja tego filmu. Sam pomysł nie był zły, bo jestem bardziej niż pewna, że kolej transsyberyjska jest jedną z głównych tras przemytników ze wschodu na zachód. Zachowanie głównej bohaterki - Jessie jest jednak potwornie irytujące, męczące i głupie. Decyzje, jakie podejmuje są idiotyczne. Przez większość filmu idiotą jest także Roy, który na koniec wykorzystuje swoje umiejętności związane z prowadzeniem pociągu i zachowuje zimną krew (chociaż tyle). Ben Kingsley gra Grinko - niby policjanta, niby bezwzględnego bandziora. To, jak kończy się jego wątek - woła o pomstę do nieba.
Transsiberian nie jest filmem skrajnie złym. Nie ma w nim jednak nic, co sprawi, że chciałoby się go zobaczyć ponownie. Jedyną rzeczą, która zrobiła na mnie wrażenie to zdjęcia z helikoptera jadącego pociągu pośród zaśnieżonych bezkresnych pól i lasów. Na Syberii nigdy nie byłam, ale rozsypujące się domy, stacje kolejowe, hotele, czy autobusy, w których spotkać można tylko zgarbione babuleńki - wysyła jasny przekaz do odbiorców.
Ahhh i nie zapomniano o Polakach. Ze dwa razy wspaniały Carlos zauważa, że pieprzeni Polacy wchodzą do nieswojego przedziału jak do siebie...
Niestety, Anderson postanowił nie tylko wyreżyserować Transsiberian, ale też napisał do niego scenariusz. I tu zaczyna się podróż po równi pochyłej. Ku dołowi..
Transsiberian opowiada historię amerykańskiego małżeństwa (Roy i Jessie), które wraca z misji w Chinach do domu. On uwielbia pociągi, więc wymyśla, by zabrać żonę w podróż koleją transsyberyjską. Ona nie jest takim pomysłem zachwycona, ale cóż ma zrobić. Okazuje się, że muszą dzielić przedział z dwójką podejrzanie się zachowujących młodych ludzi - Amerykanką i Hiszpanem (Abby i Carlos). Jessie do bystrych nie należy i chce czegoś od nadmiernie owłosionego Carlos. A on chętnie chciałby jej to dać..
Traf chce, że mężulek Jessie podczas postoju w Irkucku nie dociera do pociągu na czas. Jessie z towarzyszami rusza w dalszą drogę dopiero po chwili orientując się, że mąż został w tyle. Trójka podróżników wysiada na następnej stacji, która okazuje się być kompletną dziurą, w której mieszkają same stare babuszki z chustkami na głowach. Chcą się dowiedzieć gdzie jest Roy.
To co dzieje się później - matrioszki wykonane z drewna pokrytego heroiną, morderstwo, tortury, śledztwo w pociągu - to jedna wielka ściema. Amerykanie wpadają w sam środek narkotykowych porachunków, a głupia Jessie zamiast mówić prawdę, tylko pogarsza swoją sytuację.
Film sklasyfikowano jako dramat/thriller. Dramatyczna to jest realizacja tego filmu. Sam pomysł nie był zły, bo jestem bardziej niż pewna, że kolej transsyberyjska jest jedną z głównych tras przemytników ze wschodu na zachód. Zachowanie głównej bohaterki - Jessie jest jednak potwornie irytujące, męczące i głupie. Decyzje, jakie podejmuje są idiotyczne. Przez większość filmu idiotą jest także Roy, który na koniec wykorzystuje swoje umiejętności związane z prowadzeniem pociągu i zachowuje zimną krew (chociaż tyle). Ben Kingsley gra Grinko - niby policjanta, niby bezwzględnego bandziora. To, jak kończy się jego wątek - woła o pomstę do nieba.
Transsiberian nie jest filmem skrajnie złym. Nie ma w nim jednak nic, co sprawi, że chciałoby się go zobaczyć ponownie. Jedyną rzeczą, która zrobiła na mnie wrażenie to zdjęcia z helikoptera jadącego pociągu pośród zaśnieżonych bezkresnych pól i lasów. Na Syberii nigdy nie byłam, ale rozsypujące się domy, stacje kolejowe, hotele, czy autobusy, w których spotkać można tylko zgarbione babuleńki - wysyła jasny przekaz do odbiorców.
Ahhh i nie zapomniano o Polakach. Ze dwa razy wspaniały Carlos zauważa, że pieprzeni Polacy wchodzą do nieswojego przedziału jak do siebie...
1 komentarze:
oja, dlaczego obejrzałaś ten film!? zło! wszytsko było przeraźliwie idiotyczne. ja zadręczałem się tymi obrazami tuż przed podróżą w tamte rejony, na szczęście głupkowata filmowa fikcja nie wiele miała wspólnego z rzeczywistością. a babuleńki to życiodajna moc i ważne ogniwo rosyjskiego łancucha- na każdej stacji sprzedawały buły, ziemniaki i wódke, bez nich zginęlibyśmy :)
Prześlij komentarz