RSS

Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć.
Alfred Hitchcock

Sanctum 3D







Zastanawiam się co sprawiło, że poszłam do kina na Sanctum. Najprawdopodobniej przyczynił się do tego fakt, że repertuar kina, do którego chodzę nie proponował nic lepszego. Prawdziwe męstwo widziałam, Jak zostać królem widziałam.. Wolę Sanctum firmowane nazwiskiem Camerona niż przewspaniałą polską "komedię" Jak się pozbyć cellulitu (fuj fuj).

Poszłam na film tydzień po premierze. Zdziwił mnie fakt, że na sali było mnóstwo ludzi! Opinie o Sanctum przeczytane przed seansem były, powiedzmy delikatnie, "niezbyt pozytywne" - co ci wszyscy ludzie tu robią? No cóż. Oto Polska właśnie. U nas nie idzie się na film, tylko do kina ;).. Aaaaaa i jeszcze to zdanie pokazujące się na ekranie tuż przed pierwszymi zdjęciami z filmu - To historia oparta na FAKTACH. Buaahha. Już mi się podoba!!!!!

No dobra, dosyć o kinie, więcej o filmie.

Nie jestem nurkiem, nie fascynują mnie skały, ani głębokie jaskinie. Na myśl o wąskich przejściach podwodnych, które trzeba pokonywać w ciasnym kombinezonie z butlą na plecach - dostaje wysypki. To chyba klaustrofobia. Raz włożyli mi butlę na plecy i to na płyciźnie.. Źle to wspominam, dlatego nurkowanie w jaskiniach jest dla mnie jak pewnego rodzaju horror.

I tak też traktuję ten film. Z dreszczykiem emocji oglądałam zmagania ekspedycji z cyklonem, który setki metrów pod ziemią spowodował reakcję łańcuchową. Ciekawe zdjęcia, realna próba wyjścia cało z sytuacji beznadziejnej. No i oczywiście naciągany dramatyzm i drewniana gra aktorów. Rhys Wakefield, który gra syna szefa ekspedycji, to dla mnie totalna porażka. Chłopak gra fatalnie, a wyraz jego twarzy nie pokazuje absolutnie NIC. Reszta aktorskiej świty reprezentuje podobny poziom. Niestety.

Efekty 3D są. Ale jakiejś rewelacji nie widziałam. Najlepsze były zdjęcia, gdy miliarder, jego dziewczyna i Josh zjeżdżali do wnętrza jaskini. A tak poza tym.. Przeciętnie. Muzyka nie powala - i znowu muszę napisać "niestety".

Trudno w tym filmie mówić o jakiejś historii poza.. ratowaniem życia. A tu pojawia się odwieczny temat - nienawiść między ojcem i synem. No i co? Oczywiście na koniec wielka przemiana, wybuch miłości ojcowskiej do syna i odwrotnie. Achhh te amerykańskie historie.

Film bez historii. Tylko dwie sceny utkwiły mi w pamięci - przeciskanie się przez wąski podwodny tunel i... włosy wplątane w łańcuch. Ten płat skóry odchodzący z głowy.... Grrrr. Jak najszybciej chcę o tym zapomnieć.

Burleska






Lubię dobre musicale, najlepiej utrzymane w kostiumowym stylu. Chicago dobrych kilka lat temu powaliło mnie na kolana. Ostatnia piosenka w wykonaniu Rene i Catherine na dłuuuuuuuugo pozostaje w pamięci.

Burleskę zobaczyłam nie dla Cher i nie, broń Boże, dla Krysi Aguilery. To właśnie Aguilera była osobą, która sprawiła, że długo walczyłam ze sobą - czy w ogóle zasiąść do tego filmu. Ale burleska, te stroje, ten klimat - przyznam szczerze, że nie żałuję tych 100 minut!

Historia "skomplikowana" jak zawsze. Biedna dziewczyna wyjeżdża z wioski zabitej dechami i udaje się do... Hollywood. O tak tak. Na pewno się tego nie spodziewaliśmy! I tam, cóż za zaskoczenie, trafia zupełnie przypadkowo do klubu Burlesque, który ma problemy finansowe. Cher, właścicielka, nie chce pozwolić Ali (Aguilerze) wykorzystać swoich "skrywanych" umiejętności tanecznych i wokalnych. Aż tu nagle Aguilera musi ratować dupkę Cher, wskakuje na scenę, śpiewa, tańczy i robi show. Ludzie szaleją, kaska leci - ogólnie dream come true.

Ale czym byłby musical bez skomplikowanej historii miłosnej? Aguilera zakochuje się w koledze z pracy, ale na horyzoncie widać też tego trzeciego - złego oczywiście.

Piosenki, które są podstawą musicalu, zaśpiewane i zaaranżowane na poziomie. To duży plus. Świetne stroje, dobra choreografia - też plus. Aktorsko - fifty fifty. Świetny Stanley Tucci, ale reszta mizerna. Aguilera bez pełnego mejkapu i z potworną grzywką wygląda fatalnie. A jej drewniana twarz totalnie mnie załamała (no w sumie cudów się nie spodziewałam). Aguilera pokazuje jednak zupełnie inną twarz na scenie Burleski - to na plus. Cher jak to Cher.. Śpiewa świetnie, ale aktorsko dupy nie urywa.

Ogólne wrażenie - nie jest zły! Spodziewałam się totalnej kompromitacji, a tu całkiem miła niespodzianka. Polecam amatorom świetnych kostiumów. A Aguilerze w codziennym wydaniu mówimy nie :)

Jak zostać królem aka The King's speech




Nadrabiamy blogowe wpisy.. Dawno mnie tu nie było :)

Jak zostać królem musiałam zobaczyć przede wszystkim ze względu na świetnie ocenianą rolę Colina Firtha. Jak się okazało, zakochałam się nie tylko w jego roli, ale przede wszystkim w bezbłędnym Geoffreyu Rush i jak zwykle niesamowitej Helenie Bonham Carter.

Jak zostać królem to film niezwykły. Szczególnie dla osoby po filologii angielskiej, czyli takiej jak ja. Historia Anglii i USA nie należała do moich ulubionych przedmiotów, ale wykładowca skutecznie potrafił mnie do niej przekonać. Do dziś wspominam wykład, na którym poruszyliśmy temat Edwarda VIII, starszego brata głównego bohatera filmu. Facet abdykował, by móc wziąć ślub z dwukrotną rozwódką - Wallis Simpson. Był skandalik, a biedny Bertie (król Jerzy VI) musiał objąć tron. Był kompletnie nieprzygotowany, niechętny, a do tego miał problemy z jąkaniem.

Jak zostać królem doskonale oddaje emocje, jakie musiały towarzyszyć Bertiemu w tym trudnym czasie. Najpierw chciał walczyć ze swoją przypadłością przede wszystkim dla siebie. Później nie miał wyboru - czekało go coraz więcej obowiązków, spotkań, wystąpień. Film utrzymany jest w ponurych barwach. Wiele scen rozgrywa się w ciemnych pomieszczeniach. Nie oznacza to, że film jest pozbawiony humoru.

Wręcz przeciwnie! Uśmiech na twarz ciśnie się wielokrotnie i nie tylko wtedy, gdy Lionel (w tej roli Rush) zadaje królowi najdziwniejsze ćwiczenia do wykonania.

Zawsze, gdy oglądam film oparty na faktach, zastanawiam się, jak z "normalnego" życia można zrobić taki majstersztyk. Przecież ta historia była dla wielu znana, leżała gdzieś zapisana na kartkach biografii Jerzego VI - ojca Elżbiety II.

Słyszałam opinie, że ten film jest tak dobrze oceniany choćby przez Akademię, bo ludzie kochają historie z happy endem... Wydaje mi się, że to spłycenie kwestii Jak zostać królem. To naprawdę świetny film i jestem bardziej niż pewna, że jeszcze go zobaczę. I to nie jeden raz!
 
Copyright 2009 Filmobranie. All rights reserved.
Free WordPress Themes Presented by EZwpthemes.
Bloggerized by Miss Dothy